Podróż Tradycje Polski morskiej
i mozolnie przebijać się przez dobrze ponad tysiąclecie już naszej ery. Można też dla skrócenia rozważań zacząć od narodów mających dostęp do mórz większych niż nasz Bałtyk. Jeśli by jednak zacząć od okresu wielkich odkryć geograficznych dokonywanych przez wielu żeglarzy, w tym patrona naszego serwisu na przełomie XV i XVI wieku, to nasze tradycje na morzach już dużo krótsze nie są. Przecież królem ojcującym tradycjom Polski morskiej był ostatni z Jagiellonów Zygmunt August, a jego polityka morska bez wątpienia była pierwszym zorganizowanym, częściowo w oparciu o port w Gdańsku, częściowo w rywalizacji z tym hanzeatyckim miastem, działaniem zmierzającym do wyjścia Rzeczypospolitej na morza. Było to mniej więcej trzy ćwierćwiecza po pierwszym rejsie Kolumba…
Niestety w historii państwowości polskiej zdarzyła się przerwa i to ponad stuletnia. Na szczęście wielu, którzy czuli się Polakami nie przyjęło tego do wiadomości. Siłą rzeczy jednak wiele form polskiej aktywności nie mogło się tak rozwijać jak byłoby to możliwe przy wsparciu instytucji polskiego państwa. Tak było i z eksploracją mórz i oceanów. Tym, których na morza ciągnęło została droga, którą bez obrazy dla podejmujących można by nazwać awanturniczą, choć z niewątpliwymi akcentami patriotycznymi. Tak było w przypadku Maurycego Augusta Beniowskiego, czy Adama Piotra Mierosławskiego, a zapewne także wielu innych mniej znanych. O wszystkich pamiętał wspaniały marynista Jerzy Pertek. Inną drogą dla Polaków z ziem polskich była emigracja i robienie kariery, tak jak stało się w przypadku Josepha Conrada zarówno marynarce angielskiej, jak i w kulturze tego kraju. W przypadku tego pisarza także kulturze światowej. Jeszcze inną drogą było zaciągnięcie się pod bandery państw zaborczych. Ten fakt akurat na dobre wyszedł polskiej żegludze, bo gdy po odzyskaniu niepodległości trzeba było od nowa budować naszą marynarkę wojenną i handlową, to byli już ludzie, którzy nie tylko mogli budować odpowiednie struktury, dowodzić okrętami i statkami, bo i te zaczęły się pojawiać, ale i wychowywać młodych ludzi, których też ciągnęło w szeroki świat.
Można powiedzieć, że mamy szczęście. Co prawda pierwszy statek szkolny w wolnej Polsce, bark Lwów zwany kolebką nawigatorów (dowodził nim kapitan Mamert Stankiewicz wcześniej oficer floty carskiej a jednym z jego wychowanków był marynista Karol Olgierd Borchardt, do naszych czasów nie dotrwał, ale jego następcę Dar Pomorza (pierwszym jego komendantem też był oficer dawnej floty carskiej a nawet radzieckiej – Konstanty Maciejewicz nazywany kapitanem kapitanów) do dzisiaj możemy podziwiać w Basenie Prezydenta portu gdyńskiego. Nie da się wymienić wszystkich postaci, które po I wojnie światowej z sukcesem zbudowały marynarkę i żeglugę II Rzeczypospolitej, ale trzeba także moim zdaniem wspomnieć o kapitanie Eustazym Borkowskim Nie do końca jest znany jego życiorys, nie do końca można być pewnym niby znanych faktów, ale za traktowanie go jako spadkobiercę wspomnianych wcześniej awanturników na pewno ten Szaman Morski by się nie obraził … :-) …
Pielęgnowanie tradycji chyba można zaliczyć do tych imponderabiliów, które wywierają znaczący wpływ na cały system wartości człowieka i działania z niego wypływające. Oczywiście można uznać, że takie stwierdzenie jest zbyt patetyczne i oczywiście można też wnosić zastrzeżenie, że chodzi tu nie o ślepe kierowanie się zasadą „…bo zawsze tak było!...”.
Pamiętam wielkie wrażenie, które zrobiła na mnie Pieśń Kronika wykonana przez Marka Grechutę pochodząca z oratorium „Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony” Katarzyny Gertner i Ernesta Brylla, z której wynikało, że walcząc za ojczyznę walczy się „…za gniazdo bociana!...”. W czasach PRL-u było to dosyć odważne stwierdzenie nieuwzględniające jedynie słusznej wówczas ideologii i określanych przez nią „celów walki”.
We wrześniu 1939, kiedy Polska stanęła do walki z dwoma najeźdźcami też obowiązywał dziwny wydawałoby się dziś nakaz – obowiązek walki o honor! Na polskim wybrzeżu, na Westerplatte, Oksywiu i Helu ten obowiązek na pewno spełniono do końca!
ORP Błyskawica nie była największym okrętem w Polskiej Marynarce Wojennej II Rzeczypospolitej. Palmę pierwszeństwa dzierżył wtedy stawiacz min ORP Gryf. Bezapelacyjnie był i jest okrętem wielce zasłużonym dla tradycji Polski na morzu. Nasza flota wojenna również nigdy nie była i nie jest wielka pod względem liczby okrętów. Stąd taka właśnie nazwa użyta w tytule punktu. Po raz pierwszy użył jej wspomniany wcześniej Jerzy Pertek. Oczywiście nie odnosi się ona do wkładu w zwycięstwo państw koalicji antyhitlerowskiej w II wojnie światowej na morzu. Ten jest niemożliwy do przecenienia!
Okręt-muzeum ORP Błyskawica z całą pewnością zasługuje na uznanie dla jego, a także całej polskiej floty wojennej i handlowej, działań z lat 1939 -1945 oraz naszą sympatię okazywaną dzisiaj…
Statek SS Sołdek stojący w Gdańsku w Narodowym Muzeum Morskim, prawie naprzeciwko żurawia, nazywany jest pierwszym polskim statkiem pełnomorskim zbudowanym w polskiej stoczni. To jest prawie prawda. Ten tytuł należy się SS Olza statkowi zbudowanemu w II Rzeczypospolitej,
w Gdyni, tuż przed wybuchem II wojny światowej. Olza została nawet częściowo zwodowana w sposób, który zablokował pochylnię stoczni.
Oczywiście nie chodzi tutaj o umniejszanie znaczenia istniejącego do dziś rudowęglowca poprzez fakt, że nie znalazł się na najwyższym stopniu podium. Można przecież wyobrazić sobie entuzjazm stoczniowców Stoczni Gdańskiej podczas wodowania w 1948 roku. Był zapewne pierwszym polskim statkiem, który usłyszał wypowiedziane przez matkę chrzestną sakramentalne „Płyń po morzach i oceanach, sław imię polskiego stoczniowca i marynarza, przynoś chwałę Rzeczypospolitej Polskiej. Nadaję ci imię…” … :-) …
Już teraz wiem, że nie był pierwszym, który usłyszał te znaczące i piękne słowa. Piszę o tym w kolejnym punkcie podróży dołączonym prawie miesiąc później.
No i proszę jak szybko przyszło uzupełnienie wiedzy. W numerze 9-10 2015 miesięcznika "Morze Statki i Okręty" jest artykuł Krzysztofa Stefańskiego "Oliwa była pierwsza". Statek, jeszcze pod nazwą Olivia zaczeli budować Niemcy w lipcu 1943 roku w stoczni Stettiner Oderwerke. Został zajęty przez Armię Czerwoną ale ze względu na zły stan budowanego kadłuba zrezygnowano z niego i przekazano władzom polskim.
Budowę dokończyli gdyńscy stoczniowcy odelegowani do Szczecina i Oliwa została zwodowana 24 kwietnia 1948 roku. Do eksploatacji została jednak oddana później od Sołdka w sierpniu 1950 roku, ale już pod nazwą Marchlewski. W lipcu 1982 roku została zezłomowana w Finlandii.
W każdym razie SS Sołdek był pierwszym statkiem całkowicie zbudowanym w Polsce ... :-) ...
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
...a żeby, Iwonko, jeszcze się powymądrzać, to są nadal także okręty żaglowe i mamy taki w Polsce. To ORP "Iskra" -
https://pl.wikipedia.org/wiki/ORP_Iskra_%281982%29
... :-) ... -
Z marynarzem nie będę dyskutować, niech będzie, że pływa na okręcie.
-
miło było pospacerować po pokładach naszych zasłużonych statków i żaglowca.
-
...w tym rankingu daleko w każdym razie nie jest ... :-) ...
-
Piotrze, ja tez byłam w błędzie myśląc ze Sołdek jest pierwszym statkiem wykonanym w polskiej stoczni.
-
Piotr - świetna podróż. Gratuluję! Właśnie taka jakie lubię.
-
Wizyta na okrecie Orzel nie miala miejsca z wiadomych wzgledow...nie ma tu edycji tekstu i tak juz zostanie...pozdrawiam-)
-
Piotrze, wróciły wspomnienia z rejsu po jeziorach Ładoga i Onega. Dwa tygodnie na żaglowcu, w roku 1990 jako opiekun kolonii wraz z córką. Było pięknie.
Pozdrawiam Tadek. -
Sentymentalna podróż w czasie i jakże ciekawie skomponowana. Pogratulować pozostaje tylko Piotrze trafności fotograficznej i cierpliwości w udokumentowaniu i przekazaniu szerszej rzeszy. Dziękuję za morską przygodę i pozdrawiam symbolicznym "ahoj"...
-
... :-) ...
...to ja chyba jednak lepiej wyszedłem. Zgłosiłem się kiedyś, gdzieś pod koniec podstawówki do konkursu zorganizowanego przez redakcję "Latającego Holendra" (była taka w gdańskiej TVP). Trzeba było przez chyba pół roku po comiesięcznych programach odpowiadać na pytania. Nagrodą miał być rejs na "Zawiszy Czarnym". Wprawdzie tej nagrody nie wylosowałem, ale za odpowiedzi zdobyłem odznakę "Latającego Holendra". Myślę, że jak bym poszukał w domowych zakamarkach, tobym ją znalazł ... :-) ...
...a za Passentem też nie przepadam... -
Piotrze, los jednak potoczył się inaczej.
Ostatnim moim aktem miłości do morza i wszystkiego co pływa był udział w konkursie plastycznym o tematyce morskiej. Pochwalę się - zająłem premiowane miejsce i w nagrodę spotkałem się z załogą drobnicowca "Jacek Malczewski". Otrzymałem nagrodę - felietony Daniela Passenta - cóż to było za rozczarowanie. Nie dość, że niewiele z tego rozumiałem (byłem gdzieś w środku podstawówki), to na dodatek nie było w nich ani słowa o morzu... ;) -
Niezwykle ciekawa wycieczka, z wielkim zainteresowaniem przeczytałem i obejrzałem.
Z tych miejsc mam pierwsze wyraźne wspomnienia z wakacji, dawka emocji dla wtedy kilkuletniego chłopca była ogromna.
Chyba właśnie po tych doświadczeniach zawsze już wolałem sklejać z "Młodego Modelarza" okręty i statki niż samoloty... -
...czy masz na myśli, Hooltayko, okręt podwodny "Orzeł? Jeśli tak, to zazdraszczam!...
-
Ciekawa lekcja historii.
Byłam wieki temu w Trójmieście,zwiedzałam Muzeum Morskie.
Byłam na ORP Błyskawica i ORP Orzeł.
Dziękuję za wycieczkę i pozdrawiam...-)
http://www.magnum-x.pl/artykul/orp-iskra
... :-) ...